Koronawirus, kryzys przedprzemysłowy?

Spisie treści:

Anonim

Paraliż światowej gospodarki w wyniku uwięzienia mówi nam, że ten kryzys nie będzie taki jak ten z 2008 roku, ale jak przed rewolucją przemysłową, stawiając naszemu społeczeństwu nieoczekiwane wyzwanie. . W tym artykule przeanalizujemy jego cechy i bezpośrednie precedensy.

Rozprzestrzenianie się koronawirusa i wynikające z niego środki powstrzymywania stosowane na całym świecie doprowadziły do ​​gwałtownego spadku globalnego produktu krajowego brutto (PKB), co wciąż jest trudne do oszacowania na dane liczbowe dotyczące bezrobocia.

W tym kontekście wielu analityków porównuje obecny kryzys gospodarczy z kryzysem z 2008 roku, próbując dostrzec podobne parametry, które mogą nam pomóc w znalezieniu rozwiązań. Ten punkt widzenia wydaje się podzielać nawet Christine Lagarde (obecna prezes Europejskiego Banku Centralnego), kiedy odniosła się do tego kontekstu jako „scenariusza, który wielu z nas przypomni o wielkim kryzysie finansowym 2008 roku” (szczyt UE 11/03/2020).

Poszukiwanie precedensów

Istnieje jednak wiele powodów, które pozwalają nam stwierdzić, że natura tego kryzysu jest radykalnie odmienna od naszych najbardziej bezpośrednich wzorców, takich jak Wielka Recesja z 2008 roku lub Pęknięcie od 1929 roku.

Głównym powodem jest to, że kryzysy te zrodziły się w poprzednich procesach zniekształcania rynków, które generowały bańki, a tym samym głębokie niedopasowania między podażą a popytem. . Przeciwnie, problemy dzisiejszej gospodarki wynikają z m.in zaszokować podaży zewnętrznej ze względu na czynniki zupełnie niezwiązane z gospodarką, takie jak zakaz normalnego funkcjonowania firm.

W ten sposób bezpośrednią przyczyną załamania się produkcji jest zamykanie pracowników w ich domach, a nie wcześniejsze dysfunkcjonalne zachowania na rynkach, które zakończyłyby się eksplozją, jak to miało miejsce w przypadku baniek.

Możemy zatem powiedzieć, że stoimy w obliczu kryzysu dostaw, choć to zaszokować może mieć skutki uboczne na żądanie przez prawo Saya, jak wyjaśnimy później.

Jak już pisaliśmy, trudno jest narysować paralele z poprzednimi kryzysami, ponieważ nie dotyczą one baniek giełdowych (1929, 1987, 2000, 2008), modeli wzrostu o nadmiernej energochłonności (1973) czy epizodów paniki bankowej (1873). .

Jeśli chcemy szukać podobnych precedensów, musimy cofnąć się w czasie jeszcze dalej, do gospodarek przedindustrialnych, gdzie wstrząsy podaż spowodowana czynnikami zewnętrznymi (głównie złą pogodą lub chorobami upraw) była stosunkowo częsta. Bez wątpienia najbliższym i najlepiej udokumentowanym w Europie przykładem tego typu kryzysu jest: Wielki irlandzki głód, z którego możemy wyciągnąć trzy cenne lekcje, aby zrozumieć naszą obecną sytuację.

Lekcje z wielkiego irlandzkiego głodu Irish

Kryzys irlandzki pokazuje, że próby zwiększenia elastycznego zagregowanego popytu zamiast sztywnej podaży są daremne.

W pierwszej kolejności w odniesieniu do bezpośrednich przyczyn tego typu wstrząsy efektów zewnętrznych jest jasne, że niestety nie da się ich zapobiec, przynajmniej w sferze ekonomicznej. W taki sam sposób, w jaki nikt nie mógł przewidzieć ani zapobiec przybyciu Phytophthora infestans niszczycielskie irlandzkie uprawy ziemniaków, żaden ekonomista nie mógł zrobić nic, aby zapobiec pojawieniu się COVID-19.

W tym sensie prawda jest taka, że ​​bez względu na to, ile środków zapobiegawczych można podjąć, nie da się całkowicie chronić przed czynnikami zewnętrznymi, które wdzierają się do naszego życia z zaskoczenia i warunkują nasze indywidualne działania, co nieuchronnie wpływa na społeczeństwo jako całość. Wniosek zatem jest taki, że żadna gospodarka, jakkolwiek dobrze prosperująca i zrównoważona by nie była, nie jest w stanie wytrzymać zaszokować tych cech bez wpływu na poziom zatrudnienia i PKB.

Ta przesłanka prowadzi nas do drugiego wniosku. Jeśli zapobieganie pojawieniu się tych kryzysów jest niemożliwe, rozwiązanie musi koniecznie przejść przez: zdolność reagowania gospodarek do adaptacji do nowych warunków. Przykład Irlandii jest w tym względzie bardzo wyraźny, ponieważ liczne ograniczenia, które ciążyły na gospodarce wyspy, spowodowały nadmierne uzależnienie od niektórych produktów i uniemożliwiły ponowną konwersję sektora rolnego. Ta sztywność dostaw była dokładnie tym, co w końcu przekształciło serię złych zbiorów w pierwszorzędny kryzys humanitarny.

W obecnym kontekście być może pomysł niektórych chłopów skazanych na wielokrotne naleganie na sadzenie ziemniaków nawet ze świadomością, że żniwa mogą być porażką, z tego prostego powodu, że nie mogli zrobić inaczej, może wydawać się zbyt odległy z dala. Dziś nie mamy problemów w rolnictwie, ale mamy tysiące barów, restauracji i hoteli na całym świecie, które rządy zachęcają do ponownego otwarcia i które można ograniczyć tylko do tego, aby zobaczyć, jak mijają dni, czekając na klientów, którzy mogą nie wrócić …

Czy te dwie rzeczywistości są aż tak różne? Zasadniczo twój problem jest taki sam: gospodarki silnie uzależnione od jednego sektora i pozbawione zdolności adaptacyjnych w obliczu nieoczekiwanych zmian, więc wpływ ten przekłada się całkowicie na zniszczenie miejsc pracy i bogactwa.

Wniosek, że problemem jest w istocie kryzys dostaw, prowadzi nas do trzeciej przesłanki: bezużyteczność planów stymulacyjnych poprzez popyt. W tym sensie doświadczenia irlandzkie pokazały, że próby reaktywowania gospodarki poprzez wzrost wydatków publicznych nie są rozwiązaniem, ponieważ opierają się na sztucznych zastrzykach pieniędzy w celu stymulowania konsumpcji. Problem w tym, że popychanie elastycznego popytu nad sztywną i kurczącą się podażą tylko pogłębia nierównowagę między obiema zmiennymi, nie generuje zatrudnienia w długim okresie, a czasami wywołuje też inflację.

W kontekście globalnym, w którym zagrożony jest poziom życia tak wielu ludzi, należy podkreślić ten punkt, ponieważ polityki pomocy społecznej należy odróżnić od polityki reaktywacji gospodarczej. Z tego powodu uzasadnione jest, aby niektóre rządy proponowały pewne tymczasowe środki mające na celu zaspokojenie potrzeb materialnych osób znajdujących się w szczególnie trudnej sytuacji (takie jak dochód minimalny), ale pod warunkiem, że traktuje się je jako decyzje o charakterze humanitarnym, a nigdy zamiar uczynienia z nich klucza do reaktywacji gospodarki.

Działania władzy publicznej na zagregowany popyt powinny być zatem zredukowane do absolutnego minimum, aby złagodzić konsekwencje, a nie zastępować działań skierowanych na przyczynę problemu, czyli załamanie podaży.

Te trzy lekcje z irlandzkiego kryzysu skłaniają nas do zastanowienia się, dlaczego wydaje się, że tak wiele rządów na całym świecie… pomylić zaszokować podaż wytwarzana przez COVID-19 z kryzysem popytuPrzynajmniej jeśli czytamy wiadomości o inspirowanych Keynesowskich planach stymulacyjnych, które są oczekiwane, gdy tylko sytuacja zdrowotna wróci do normy. Prawo Saya, chociaż nie zaakceptowane przez wszystkich ekonomistów, może pomóc nam znaleźć wyjaśnienie.

Kryzys koronawirusa i prawo Saya

Każde rozwiązanie, które ma na celu zaatakowanie źródła problemu, musi koniecznie przejść przez uelastycznienie warunków produkcji.

Jak wiemy, sformułowanie prawa Saya stwierdza, że: każda podaż generuje równoważny popyt. Oczywiście nie oznacza to, że wyprodukowanie dobra będzie jednocześnie stwarzać na nie popyt, ale oznacza to, że czas trwania cyklu produkcyjnego będzie wymagał dopłat do czynników produkcji. Z kolei te transfery dochodów zostaną zamienione na konsumpcję i inwestycje dla innych rynków, zgodnie z preferencjami podmiotów uczestniczących w procesie i stawkami preferencji czasowej (lub stopy procentowej).

W obecnej sytuacji firma, która widzi paraliż swojej działalności i musi dokonywać zwolnień, przestanie przekazywać dochody na czynniki produkcji (surowce, wynagrodzenia pracowników itp.). Oczywiście zarówno usługodawcy, jak i bezrobotni przestaną otrzymywać środki i będą musieli dostosować poziom konsumpcji i oszczędności, rozprzestrzeniając kryzys na inne sektory poprzez zmniejszony popyt.

Moglibyśmy więc powiedzieć, że chociaż kryzys mocno uderzył w łączny popyt naszych gospodarek, to jednak uczynił to jedynie pośrednio i jako konsekwencja wcześniejszego spadku podaży. Dlatego jasne jest, że każde rozwiązanie, które ma na celu zaatakowanie źródła problemu, musi koniecznie przejść przez ułatwienie wykorzystania naszych zdolności produkcyjnych w nowym scenariuszu gospodarczym, który skonfigurował pandemię COVID-19.

Innymi słowy, chodzi o maksymalnie uelastycznić warunki produkcji aby firmy i pracownicy mogli dostosować się do zmian nawyków konsumenckich, a tym samym zminimalizować wpływ na wzrost i zatrudnienie. W Irlandii skutki kryzysu ustąpiły właśnie wtedy, gdy zniesienie przepisów protekcjonistycznych umożliwiło stopniową rekonwersję sektora rolnego i hodowlanego oraz transfer siły roboczej do przemysłu, chociaż późne zastosowanie tych reform pozwoliło na kontynuowanie tragedii.

Podsumowując, aby to wszystko było możliwe, konieczne jest, aby gospodarki miały pewne warunki, które ułatwiają transakcje poprzez uelastycznienie ich warunków.

Chociaż prawdą jest, że rozwiązania te mogą wydawać się odległe w krajach, w których potrzeby w zakresie zdrowia i bezpieczeństwa spowodowały wydatki publiczne, nie możemy ignorować niszczenia tkanki produkcyjnej, którą już widzimy w naszych gospodarkach, których ratunek wymaga pilnych środków.

Z tego powodu być może przydałoby się, aby gdy sytuacja zdrowotna wróci do normy i zostaną zaproponowane wielkie plany stymulacyjne, nasze władze gospodarcze zwrócą uwagę na lekcje, jakie daje nam historia.