Przeludnienie? Świat mógłby żyć w Teksasie

Anonim

Według najnowszych szacunków ludzkość może osiągnąć 10 miliardów ludzi do 2050 roku. Wątpliwości co do tego, jak wyżywić rosnącą populację, skłoniły wiele agencji do zalecania kontroli urodzeń, ale czy naprawdę zmierzamy w kierunku niedoboru zasobów?

Raport opublikowany przez FAO 22 lutego analizował obecną sytuację rolnictwa, a także wyzwania, które określą jego przyszłość. Punktem wyjścia jest wzrost produkcji żywności w ostatnich latach, co pozwoliłoby nam stwierdzić, że przeżywamy nową Rewolucję Rolniczą. Jednak agencja ONZ wyraziła również wątpliwości co do zdolności sektora do wyżywienia stale rosnącej populacji, zarówno ze względu na ograniczenia zdolności produkcyjnych, jak i wyczerpywanie się rezerw wodnych oraz wpływ na środowisko.

W rzeczywistości raport odzwierciedla niepokój, który w ostatnich dziesięcioleciach był bardzo obecny w opinii publicznej i w tym sensie pojawia się wiele głosów z dziedziny gospodarki, które bronią konieczność wdrożenia środków ograniczających wzrost populacji, zwłaszcza poprzez kontrolę urodzeń. Poglądy te zakładają do pewnego stopnia powrót do myślenia maltuzjańskiego, które wskazuje na niekompatybilność możliwości produkcyjnych rolnictwa (rosnących w sposób sumatywny lub arytmetyczny) z ewolucją populacji (która czyni to w sposób wykładniczy lub wykładniczy). geometryczny sposób). Wynik byłby problem przeludnienia, powodując niedobory żywności, a tym samym wyższą śmiertelność, która ograniczyłaby wzrost demograficzny. W tym artykule przyjrzymy się podejściu maltuzjańskiemu w świetle aktualnych dowodów empirycznych.

Jak widać na wykresie, wydaje się, że wzrost rolnictwa przełożył się na gwałtowny wzrost produkcji żywności na świecie. Z drugiej strony, jeśli spojrzymy na wskaźnik niedożywienia, zobaczymy również, że nie tylko wzrosła całkowita produkcja, ale że wzrost ten doprowadził również do lepszy dostęp ludności do żywności wytwarzanych przez gospodarkę. Oznacza to, że niedobór, daleki od stanowienia naturalnej granicy wzrostu wegetatywnego, na szczęście zmniejsza się od dziesięcioleci i nie będzie miał znaczącej roli, jaką przypisuje mu myśl maltuzjańska.

Z drugiej strony, prace Malthusa zakładają arytmetyczny wzrost produkcji rolnej w kontekście prawa malejących przychodów krańcowych; to znaczy, że wzrost produkcji w rolnictwie można było osiągnąć jedynie przez dodanie czynników ziemi, pracy i kapitału, przy założeniu stałego poziomu technologii. Analiza obecnej sytuacji pokazuje jednak, że znaczna część wzrostu wynika z rozwoju technologicznego (przełamywanie założenia o stałym poziomie techniki), z internacjonalizacji rynków (czynnik nie brany wcześniej pod uwagę) oraz z zastosowanie znacznie bardziej kapitałochłonne, spychając ziemię i pracę do praktycznie marginalnej roli. W ten sposób moglibyśmy dojść do wniosku, że znaczna część założeń, na których sformułowano model maltuzjański, mogła być słuszna w kontekście historycznym, ale raczej nie służyłaby jako odniesienie w dzisiejszej gospodarce.

Populacja z kolei zachowywała się zupełnie inaczej niż ta zakładana przez maltuzjanów od lat 90., wykazując tempo wzrostu (1,47% średniorocznie) niższe niż produkcja żywności (2,9% ). Jak pisaliśmy wcześniej, ta dysproporcja zaowocowała lepszą dietą ludzi, co można zaobserwować, badając trendy w różnych regionach świata. Na szczęście o ile w 1990 roku dzienne spożycie kilokalorii na osobę Azjatów i Afrykańczyków nie osiągnęło minimalnego poziomu zalecanego przez Światową Organizację Zdrowia (około 2500 kilokalorii dziennie), to dziś wszystkie kontynenty znacznie przekraczają ten poziom i wydaje się, że zmierzają w kierunku konwergencji.

Oczywiście nie brakuje zastrzeżeń do takiego podejścia, argumentując, że wzrost produkcji rolnej nie jest zrównoważony w długim okresie ze względu na rosnącą presję na zasoby, zwłaszcza wodę. Należy jednak pamiętać, że to zwiększać Nie wynika to z większej ilości wykorzystywanych zasobów, ale z wyższa inwestycja w kapitał trwały, do nowe techniki pracowników i liberalizacja handlu. Co więcej, innowacje w rolnictwie w ostatnich latach pokazały, że możliwe jest jednoczesne zmniejszenie zużycia wody i zwiększenie produkcji: rozwiązaniem jest więc dalsza modernizacja sektora.

Z drugiej strony, obniżony wskaźnik urodzeń może z kolei prowadzić do innych problemów, zwłaszcza w odniesieniu do długoterminowej stabilności polityki społecznej. Pamiętajmy, że w krajach rozwiniętych, takich jak Hiszpania, czy nawet w innych o najwyższych stopach oszczędności na świecie, takich jak Niemcy i Japonia, starzenie się społeczeństwa już teraz coraz bardziej obciąża systemy zdrowotne i emerytalne. Problem ten uwidocznił się w Grecji, gdzie rząd został zmuszony do poważnych cięć emerytur: krajowa siła robocza po prostu nie jest w stanie wytworzyć wystarczającego bogactwa, aby zapewnić wyższy standard życia emerytom. Dlatego też, jeśli zmniejszająca się populacja może już osłabić wzrost w krajach o średnim i wysokim dochodzie per capita, trudno wyobrazić sobie wpływ, jaki ta sytuacja może mieć na mieszkańców najbiedniejszych obszarów planety, o bardzo wysokich stopach oszczędności. obniżone i gdzie emerytury ledwo wystarczają na życie. Z tego powodu możliwe jest, że kontrola urodzeń, która w zasadzie ma na celu stworzenie bardziej zrównoważonych gospodarek, może spowodować znacznie poważniejsze problemy ze zrównoważonym rozwojem w dłuższej perspektywie.

Jak już wspomnieliśmy, światowa populacja rośnie i oczekuje się, że w 2050 r. osiągnie 9,7 miliarda. Liczby mogą wydawać się alarmujące, ale nie są tak alarmujące, jeśli weźmie się pod uwagę całkowitą powierzchnię Ziemi nadającą się do zamieszkania. W rzeczywistości, jeśli weźmiemy pod uwagę powierzchnię około 100 metrów kwadratowych na osobę (gęstość zaludnienia, która istnieje w miastach takich jak Nowy Jork), ludność świata zajęłaby tylko powierzchnię około 648 544 kilometrów kwadratowych: dokładnie rozmiar Stan Teksas. Z drugiej strony, gdy mówimy o problemach przeludnienia, jako przykład podaje się miasta, w których mieszkają miliony ludzi, takie jak Kalkuta czy Kair, gdzie nadmiar mieszkańców zwiększa marginalizację społeczną. Często jednak zapomina się, że są to enklawy w krajach słabo rozwiniętych, ale zdarzają się też przypadki innych o wyższym standardzie życia (takich jak Londyn, Singapur czy Nowy Jork), gdzie to zjawisko wydaje się nie mieć miejsca. Problemnie jest to więc nadmiar ludności, ale rozwój ekonomiczny. Wbrew temu, czego broni myśl maltuzjańska, doświadczenie pokazuje, że akumulacja kapitału i innowacje w kontekście wolnego rynku poprawiają jakość życia ludzi, a nie kontrolę urodzeń.